poniedziałek, 30 września 2013

BEACH


Hej hej wszystkim !! Króciutki post o wczorajszej wycieczce na plaże:

Na wstępie muszę powiedzieć, że co tydzień dla full boarders organizowane są wycieczki, żebyśmy się nie nudzili, bo przecież wcale nie mamy do napisania 4567 essay'ów, 2354 zadań matematycznych do rozwiązania i 42525 stron do przeczytania na psychologie  . Czasem wycieczki są dla podstawówki, czasem dla 6th form, a czasem dla wszystkich. Najczęściej zabierają nas do centrów handlowych, na basen, lub bazar- miejsca gdzie można się zrelaksować po ciężkim tygodniu nauki :)
Otóż w ten weekend mieliśmy pojechać na 'white water rafting' z czego wszyscy bardzo się cieszyli, lecz niestety został odwołany <nie wiem dlaczego>. Zamiast tego zostaliśmy poinformowani, że w niedzielę o 6.30 opuszczamy szkołę i jedziemy na plażę. Wszyscy. Obowiązkowo. Juhu.
Po imprezowej sobocie (urodziny kolegi) nic mnie tak nie ucieszyło jak wiadomość o pobudce o 6.00, no ale cóż poradzić. Wstałam, ubrałam się, wsiadłam do autobusu i zpowrotem zasnęłam. Po drodze dostaliśmy śniadanie i styropianowym pojemniku-smażony ryż, jajko, kiełbaski, mandarynka i woda. Po 3 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Woda, piasek, palmy- widok zapierał dech w piersiach. Zabrali nas na najspokojniejsze,najbardziej relaksujące i ciche miejsce na świecie. Przez kilka godzin po prostu leżałam i rozkoszowałam się słoneczkiem i ciszą. Gdy podniosłam się zrobiłam kilka zdjęć:


widoczki




ja i Elene
















W przerwach pomiędzy nic nierobieniem jadłam. Dostaliśmy obiadek podczas którego po raz pierwszy w życiu spróbowałam krewetek i ośmiornicy :)






pyszotka ośmiorniczka



nie mam pojęcia co to jest



lustrzane odbicie..


klasyk


 DROGA POWROTNA:




Tak więc jest dość późno i nie ma co się rozpisywać. Nakręciłam krótkie wideo z całego dnia, które myślę lepiej odda widoki i atmosferę na plaży. Napisy są po angielsku ze względu na międzynarodowość osób, które chcą je zobaczyć.



No i tekst piosenki nie bardzo pasuje- wiem.. Był to dla mnie spory kłopot, ponieważ szkoła kontroluje internet i blokuje pobieranie wszelkich pirackich plików. Więc mogłam wybierać z piosenek zapisanych na komputerze, a nie mam ich dużo. Potrzebowałam czegoś.. z życiem :) 

wtorek, 17 września 2013

MY ROOM

Postanowiłam dzisiaj wstawić kilka zdjęć mojego pokoju ! Ten post nie jest zbyt rozbudowany, ale mam usprawiedliwienie- liczba zadań domowych jest przerażająca, a moja przerwa między odrabianiem  biznesu i psychologii nie jest wystarczająco długa, abym mogła opisać wszystko ze szczegółami.

Gdy tylko znalazłam się w internacie, zrobiłam kilka zdjęć. Na dzień dzisiejszy wygląda to trochę inaczej. Gdy przyleciała Annie zrobiło się bardziej przytulnie - teraz mamy lampki  świąteczne, wydrukowane zdjęcia, puchate kocyki na łóżkach i trochę większy bałagan :). Postanowiłam jednak wam pokazać jak wygląda to 'na surowo'
Enjoy !

Moje łóżko po prawej:


 Moje biurko po lewej :

 Widok z perspektywy człowieka siedzącego na moim łóżku i patrzącego mniej więcej przed siebie:

 Kawałek łazienki. Mamy bardzo ładny prysznic, toaletę, ale najfajniejsza część znajduje się poza zdjęciem. Prostokątny zlew i duże lustro na ścianie wyłożonej drewnianymi panelami:


 Wnętrze mojej szafy. Jak widać, mogę poszaleć z kolorami..


Mam zamiar w najbliższym dodać więcej zdjęć i napisać o reszcie szkoły, jak wyglądają jej budynki i tereny. No i zaktualizuję opinie na temat tego miejsca. Moim zdaniem teraz wygląda o niebo lepiej. Mniej jak hotel, bardziej jak MÓJ pokój.
Oczywiście uważam, że jak na szkołę z internatem warunki są świetne, mamy wszystko czego nam potrzeba. Jest to urządzone tak, aby było nam wygodnie. Na prawdę się starają, żebyśmy traktowali to jak nasz dom i czuli się komfortowo, jednak nic nie jest w stanie zastąpić mi mojego pokoju w Polsce. Nigdy. 
Tak czy siak trzeba się skupić na pozytywach- jest do dość luksusowe miejsce, co mi się bardzo podoba. :)
Pozdrawiam z lewego biurka, pokoju nr 302, Tudor House, Bromsgrove International School Thailand !!

Jest 22.46 psychologia mnie woła.

niedziela, 8 września 2013

FLIGHT

W tym poście - mój lot. Każdy zagraniczny stypendysta/wymieniec musi jakoś się przemieszczać, to oczywiste. Mój plan podróży został opisany 4 dni temu. wcześnie rano opuściliśmy moje kochane Leszno, rzuciłam ostatnie spojrzenie na znajome ulice po których chodziłam przez 17 lat. Strasznie smutno mi się zrobiło na samą myśl, że już nigdy nie będę o 7.30 przenosiła roweru przez tory kolejowe, aby dostać się do szkoły. Całe szczęście moje rozmyślania szybko się skończyły- najzwyczajniej w świecie zasnęłam. Kilka godzin później obudził mnie ból w szyji, nadeszła moja ulubiona część podróży, czyli chwila gdy marzysz o spacerze, a nie możesz się ruszyć. Następnie zjedliśmy śniadanko- bułki ze schabowym :D (o matko ile jak bym dała za schabowego w tym momencie..) Gdy szczęśliwie dojechaliśmy do warszawy mieliśmy trochę  czasu, więc mój najlepszy na świecie tata zabrał mnie do sklepu ze sprzętem fotograficznym, ponieważ na imprezie niespodziance zgubiłam osłonę na wizjer i bardzo mi jej brakowało. Następnie poszliśmy do super hipsterskiej kawiarni na ciastko. To miejsce było niesamowicie dziwne, więc po 20 minutach wyszliśmy i pojechaliśmy na lotnisko. Zaczęła się najsmutniejsza część podróży. Pożegnalne zdjęcia, uściski, buziaki. Dawno tak nie płakałam. Smutno mi się robi na samą myśl, więc koniec tego tematu. W samolocie byłam na czas, No i wystartowaliśmy. PAPA POLSKO !!
moja młodsza siostrzyczka

dziecko się cieszy, ze zostało odprawione na czerwonym dywanie

I wystartowałam. Z tego miejsca pragnę pozdrowić wszystkie osoby które miał szczęście siedzieć obok kogoś przystojnego, w ich wieku, lub szczupłego. Miejsce obok mnie było zajętę przez okrągłego, jednakże bardzo miłego Pana Andrzeja, który wybierał się do Australii. Przez całe pięć godzin rozmawialiśmy. Ludzie mają takie ciekawe przygody..
Gdy wylądowaliśmy w Dubaju byłam wykończona. Za to zrobiłam kilka klasycznych zdjęć z samolotu. Są trochę nudne, ale też w jakimś stopniu urocze :)
słodkie chmurki

moje ulubione- oryginał, nieprzerabiany

ZEA nocą 

Tak więc na lotnisku postanowiłam pomóc Panu Andrzejowi, który miał problemy ze swoim biletem, a nie mówił po angielsku. Dogadanie się z Panią w informacji zajęło mi dobre 20 min, co mnie trochę zmartwiło, bo zaczęłam się zastanawiać  czy to mój język jest taki słaby czy może jej. Całe szczęście się udało i przemiły Pan Andrzej postawił mi kawę :D Zrobiliśmy kilka zdjęć i pomachałam mu na pozegnanie. Godzine przed rozpoczęciem mojej odprawy postanowiłam udać się w stronę mojej bramki. I w tym momencie zaczęły się kłopoty. Z sektora 'c' musiałam dostać się do 'a'. Nawet sobie nie wyobrażałam, ze lotnisko może być tak ogromne. Przez godzinę próbowałam znaleźć swoją bramkę. 15 min przed końcem odprawy dotarło do mnie, że muszę pojechać windą wielkości mojego pokoju na parter, a następnie wsiąść do pociągu <???> aby dostać się do sektora 'a'. Nie wiem jakim cudem mi się to udało. Serio nie mam pojęcia. Dotarłam na miejsce i szczęśliwa wsiadłam do samolotu, który był ogromny- piętrowy. Mój fotel mógłby spokojnie zmieścić dwie osoby, a w dodatku jedyne wolne miejsce w samolocie znajdowało się obok mnie, więc praktycznie miałam DWA FOTELE tylko dla siebie, co było miłą odmianą po locie Warszawa- Dubai. Resztę podróży przespałam. Bangkok przywitał mnie deszczem.

Lotnisko w Dubaju:







Po wypełnieniu jakichś papierów i odczekaniu pół godziny w kolejce do kontroli paszportowej odebrałam swój bagaż i zaczęłam szukać kawiarni 'iberry' , gdzie miała spotkać się z Elene. Okazało się jednak, ze niczego takiego na lotnisku nie ma. Ups. Trochę spanikowana postanowiłam pospacerować z nadzieją, że znajdę osobą, której tak na prawdę nigdy w życiu nie widziałam i nie wiem jak wygląda. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale po pewnym czasie podbiegła do mnie jakaś dziewczyna, rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać. Znalazłam Elene !!! Pięć minut późnej dołączyła do nas Veleka. Uznałyśmy, że nie będziemy marnować czasu na lotnisku i złapiemy taksówkę do szkoły. Wsiadłyśmy do różowego samochodu i wręczyłam kierowcy mapę. Spojrzał na nią i ruszył. Postanowiłam uzgodnić z nim cenę, ponieważ nie włączył taksomierza. Nasz fantastyczny kierowca nie mówił po angielsku, gdy już zrozumiałam, że żąda zapłaty w bahtah dotarło do mnie, ze nie mam żadnych. W moim portfelu same dolary. Kolejne piętnaście minut zajęło nam wyjaśnianie mu, ze mamy tylko amerykańską walutę. Zgodził zawieść nas do celu za 30$. Teraz już wiem, ze dałyśmy się nieźle naciągnąć, ale wtedy to nie miało znaczenia. Po 30 min zatrzymał się i zaczął pytać ludzi o drogę. Kierowca się zgubił. Świetnie. Gdy w końcu znalazł drogę odetchnęłam z ulgą. Już powali zegnałam się z życiem, bo byłam pewna, że nas gdzieś wywiezie i pozabija.


BROMSGROVE OTO JESTEM!!!!!!