wtorek, 21 stycznia 2014

PHNOM PENH

Wracam do mojej wycieczki do Kambodży:
Tak więc po kilku godzinach spędzonych w ciasnym autobusie dotarłyśmy w końcu do stolicy Kambodży. Nasz hotel znalazłyśmy bez problemu. Bardzo urocze miejsce, widać pozostałości po Francuskiej okupacji, przewysokie sufity, a ludzie przecież malutcy (połowa do pępka mi nie sięga). Rozgościłyśmy się, prysznic i w drogę! Miałyśmy tylko jeden dzień na zwiedzania, a w planach pałac królewski, muzeum ludobójstwa i pola śmierci. Pierwszy w kolejce stał pałac.
Żeby dokładnie opowiedzieć o mojej podróży muszę tu wspomnieć o strasznej historii czerwonych khmerów.

17 kwietnia 1975r., dwa tygodnie przed upadkiem Sajgonu, Czerwoni Khmerzy zdobyli Phnom Penh. W ciągu trzech dni miasto opustoszało – z kilkuset tysięcy mieszkańców nie pozostał nikt. W ciągu czterech lat Khmer Rouge wymordowali ponad dwa miliony ludzi, jedną trzecią swojego własnego narodu.

W latach sześćdziesiątych Kambodża uwikłana była w konflikt wietnamski. Amerykańskie tajne naloty dywanowe miały zniszczyć komunistyczne bazy, a lądowa inwazja w 1970r. ostatecznie wypłoszyć północnowietnamskie siły z bezpiecznych kryjówek. Amerykanie przegrali, a cały kraj dostał się w ręcę marginalnej wcześniej formacji komunistycznej, Khmer Rouge (Czerwoni Khmerzy). Chociaż ich bezpośrednie rządy trwały tylko cztery lata, przyniosły apokalipsę porównywalną tylko z holocaustem.
Rok 1975 został ogłoszony „rokiem zero”. Miano rozpocząć budowę nowego społeczeństwa, a wszystko, co istniało dotąd – wymazać z rzeczywistości. Czerwoni Khmerzy zakazali używania pieniędzy, a ludność miast w całości przesiedlono na wieś. Wszyscy mieli odtąd być rolnikami i funkcjonować w pierwotnych wspólnotach. Wszyscy przeciwnicy nowego porządku zostali zamordowani, ale czystki sięgały dużo dalej.
Zabijano wszystkich, którzy znali obcy język. Zwabiano ich obiecując lepszą pracę w mieście, aresztowano i zabijano w więzieniu lub na strasznych polach śmierci. Zginął prawie każdy, kto posiadał jakiekolwiek wykształcenie – nie tylko wyższe, ale jakiekolwiek. Czerwoni Khmerzy mordowali ludzi, którzy umieli czytać i pisać, a także tych, którzy nosili okulary. Reszta społeczeństwa nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje. O ludziach znikających z wiosek mówiono, że przeniesiono ich do innych regionów.
Przerażające jest to, że ta cała potworność wydarzyła się tak niedawno, za życia wielu z tych, którzy czytają te słowa. To było w czasach, kiedy w Polsce rodziła się opozycja demokratyczna, kręcono Star Trek. Czerwoni Khmerzy stracili swoje bezpośrednie wpływy dopiero w 1998r., kiedy Ronaldo i Zidane walczyli na francuskim mundialu, a na Marsie od roku przebywał Pathfider.
Tymczasem Kambodża powoli wkracza na drogę normalności. Rozwój kraju jest trudny, bo zginęli przecież wszyscy, którzy odebrali jakiekolwiek wykształcenie. Jest też niby demokracja, ale życia politycznego raczej nie ma, bo też nikt się go nie domaga, a w kolejnych wyborach głosuje się na partię rządzącą. Większość Kambodżańczyków nie wie dziś, co wydarzyło się w ich kraju, wiedzą tylko, że była wojna i Czerwoni Khmerzy. Wielu nie ma pojęcia, czym były Pola Śmierci, ani co kryje się za murem Choeung Ek.

Wszędzie można zauważyć odcisk zostawiony przez Khmer Rouge.  W Phnom Penh, ale i także w całej Kambodży jest bardzo mało osób starszych. Na ulicach widać, która część społeczeństwa została wymordowana, bo najzwyczajniej brakuje ludzi w tym wieku.

Jak już wcześniej wspomniałam, najpierw postanowiłyśmy obejrzeć pałac królewski, który był okupowany przez Khmer Rouge i tym samym zniszczony, jednak teraz wygląda bardzo ładnie i była to dla mnie niesamowita przyjemność pospacerować pomiędzy tymi ślicznymi budynkami.





w tym budynku znajduje się odcisk stopy buddy

miniatura Angkor Wat

























Po tych miłych widokach muszę zmienić nastrój i wrócić do strasznej historii Czerwonych Khmerów. Następne miejsce do którego się udałyśmy do muzeum ludobójstwa- Tuol Sleng.
Składa się ono z kilku budynków, które zanim zostały zmienione w więzienie bezpieczeństwa S-21, służyły do edukacji młodzieży, czyli najprościej mówiąc, była to szkoła.
Nie da się opisać klimatu, zapachu, czy ciarek, które atakują plecy zaraz po przekroczeniu bramy. Mogę jedynie wam opowiedzieć jak to wygląda, ponieważ nie byłam w stanie robić tam zdjęć.

W pierwszym budynku znajduje się 10 małych sal, w których stoi metalowe łóżko z łańcuchem którym przykuwano więźnia, blaszany pojemnik na fekalia i czasem koc. Prawie w każdym pomieszczeniu wisi jego zdjęcie zaraz po przejęciu więzienia przez wietnamczyków. Na większości fotografii możemy zobaczyć ciała więźniów przykute do łóżek, pozostawione przez uciekających w pośpiechu Czerwonych Khmerów. Uwiecznione tam są masakryczne obrazy, pomiażdżonych czaszek, litrów krwi rozlanej dookoła łóżek, czy połamanych kończyn. 
W drugim budynku, sale są podzielone, na malusieńkie przedziały, na oko metr-na-półtora, czasem drewniane, czasem murowane. W tych przeciasnych zagrodach przetrzymywani byli więźniowie.
W kolejnym budynku znajdują się zdjęcia. Większość to zdjęcia ofiar. Ich twarze- mężczyźni, kobiety, mali chłopcy i dziewczynki, na większości maluje się wyraz przerażenia, niektórzy są zapłakani, posiniaczeni, a niektórzy wściekli. Ich ilość jest przerażająca. Prawdziwa liczba ofiar nie jest znana, lecz niektóre szacunki sięgają 20 tysięcy. W tym samym budynku możemy też znaleźć zdjęcia osób odpowiedzialnych za tą masakrę. Patrząc na nie, nie znając nawet ich imion, możemy założyć jaką wagę miały ich czyny. Twarze są podrapane. Paznokciami, odwiedzający wyryli dziury w ich oczach, wyskrobali przekleństwa na ich twarzach. Im bardziej zdjęcie zniszczone, tym większy oddaje ból. Ból rodzin zamordowanych, żal narodu, bezsilność i nienawiść.
Idąc do kolejnego budynku znajdziemy, osobiste rzeczy ofiar- koce, ubrania, ale także kości i czaszki. Sala jest przyciemniona, a na środku stoi figurka buddy, można zapalić kadzidełko i pomodlić się za zmarłych.
W ostatnim budynku znajdują się opisy i zdjęcia oprawców, wszystkie wyglądają tak jak opisałam wyżej, zniszczone i podrapane. Imienia 'Pol Pot'- przywódcy partii ciężko się doszukać. Jestem pewna, że kiedyś, zanim każda literka została zdrapana, powtarzało się ono wiele razy w opisach tej historii. Można tam też przeczytać historie ofiar, które przeżyły, a było ich... dwanaście.
Zwiedzałyśmy muzeum, aż do zamknięcia, pogodzone z faktem, że nie zobaczymy pól śmierci. To miejsce wywarło na mnie tak ogromne wrażenie, że nie byłabym w stanie oglądać więcej zdjęć, stać obok wierzy w której znajduje się 8 tysięcy czaszek, czy przejść obok drzewa, o które rostrzaskiwano małe dzieci.
To więzienie, było kiedyś liceum. Ja się uczyłam w podobnej szkole.
Teraz mam psychologię i znam odpowiedź na pytanie jak człowiek drugiemu człowiekowi, jest wstanie zrobić coś takiego, ale nadal nie mieści mi się w głowie, że takie rzeczy wciąż się dzieją, że w naszych czasach pozwala się na takie czyny. A większość ludzi odpowiedzialnych za to jest nadal na wolności.
Głęboko zamyślone i wzruszone, wróciłyśmy do hotelu. Po godzinie mogłyśmy porozmawiać o tym co zobaczyłyśmy, a mama i jej przyjaciółki miały czas, aby porzegnać się z Kambodżą, ponieważ około północy wracały do Bangkoku, a ja z Annie następnego ranka wyruszałyśmy na wybrzeże.

                           

                           

                           

A takim 'śpiącym' autobusem reszta wracała do Tajlandii:




Opis rządów Khmer Rouge zaczerpnięty ze strony http://pasjaswiata.pl/czerwoni-khmerzy-pol-pot/
najlepszy jaki gdziekolwiek widziałam, moimi słowami nie było by to takie czyste i zrozumiałe.







poniedziałek, 13 stycznia 2014

ANCIENT CITY

Chwilę mnie tu nie było. Co raz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie nadaję się do pisania bloga, no ale co zrobić :)  Przerwa była spowodowana moim powrotem do domu na święta- miałam ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzenie przed komputerem, a wyprodukowanie posta to jak dla  mnie dość czasochłonna czynność. Jednak w najbliższym czasie powinny tu się pojawiać posty jeden po drugim (nic już nie obiecuję, bo wiem jak to się kończy). Można się tu będzi spodziewać jeszcze trzech wpisów dotyczących mojej wycieczki do Kambodży, jednego o świętach w domu i jednego o nowym pokoju, ponieważ się przeprowadziłam :) Tak czy inaczej wróciłam z powrotem do Bangkoku, do szkoły, gorąca i okropnego stołówkowego jedzenia.
Dzisiaj pojechaliśmy na wycieczkę szkolną, jak się domyślacie dooo Ancient City. To było coś w rodzaju skansenu. Ogromny teren po którym jeździłyśmy sobie rowerami. Ogólnie straszeni miło spędziłyśmy czas, bo to miejsce było niesamowicie urocze- dużo świątyń, roślinności i stawów. Dużo nie będę pisać, nagrałam wideo, więc każdego zainteresowanego (jeśli ktokolwiek jeszcze tu zagląda) SERDECZNIE ZAPRASZAM DO OGLĄDANIA :)
Filmik jest niesamowicie profesjonalny, więc przygotujcie się na wspaniałe doznania.


Tak na serio to się bardzo starałam, ale chyba nie mam talentu do takich rzeczy. trzymanie telefonu i jazda na rowerze w tym samym momencie jest trudniejsze niż myślałam i do tego sklejenie wszystkiego zajęło mi ponad godzinę (20 min zanim rozpracowałam jak to zrobić) więc było by mi miło, gdyby ktoś faktycznie rzucił okiem, szczególnie, ze jest 21.35, a mam 4 essay'e do napisania i test z psychologii jutro.  
Z góry serdecznie dziękuję!!!! :)


I trochę zdjęć