niedziela, 30 marca 2014

VIENTIANE- SIGHTSEEING

EDIT EDIT EDIT EDIT EDIT EDIT dodałam nowy opis na dole ----> PIKNIK NAD RZEKĄ
Dzisiaj króciutki post, kilka zdjęć.
Więc następnego ranka po przepysznym śniadaniu wyruszyłyśmy na zwiedzanie. Jako, że nie mamy pieniędzy- nie mamy przewodnika, nie mamy taksówki, tuk-tuk'a, roweru ani motoru. Mamy za to mapy wydrukowane z internetu, butelkę wody, tuńczyka w puszce i nogi :) Jako, że uznałyśmy Vientione, za niezbyt skomplikowane miasto (przeciez mieszkamy w Bangkoku!), postanowiłyśmy iść przed siebie w Nadziei, że coś znajdziemy. I tak się stało :)
Najpierw znalazłyśmy największy market w mieście. Trochę inny niż te w Tajlandii, ale nie znalazłam nic co chciałabym kupić. Irena szukała japonek, Annie kartek pocztowych, a ja jedzenia. Po kolejnej godzinie chodzenia ja znalazłam piękne, Świeże bagietki i kupiłam sobie jedną. Masha postanowiła postawić na słodycze, więc zaopatrzyła się w cukierki, a Annie i Irena kupiły jakieś mięso. I ruszyłyśmy dalej.
Bardzo chciałyśmy zobaczyć tą bramę, jako że jest to najbardziej rozpoznawany punkt  mieście, jednak nie myślałyśmy, ze będzie tak daleko od naszego hotelu dodając tego okropny upał i słońce = dwie godziny męczarni. Ale na miejscu, gdy już się doczłapałyśmy, doszłyśmy do wniosku, że było warto :)



Dziewczyny postanowiły kupić bilet i wspiąć się na górę, ja zostałam, bo strasznie bolał mnie brzuch.. Ale porobiły dla mnie zdjęcia, żebym mogła później obejrzeć :)






Oto widok na stolicę Laosu








Gdy juz zeszły na dół, jako że wszystkie byłyśmy wymęczone gorącem i spacerem uznałyśmy, ze pora na jedzonko. Więc usiadłyśmy na ławce przy fontannie otoczone kwiatami, podzieliłam się z wszystkimi moją bagietką, otworzyłyśmy tuńczyka i rozkoszowałyśmy się lunchem.




A po jedzeniu oczywiście zdjęcia :)







Przy fontannie zaczepiła nas pewna pani z Francji pytając, czy nie chcemy z nią pojechać tuk-tukiem do świątyń na obrzeżach miasta i podzielić się ceną, żeby było taniej, ale w tym momencie miałam straszny ból brzucha i nie chciałam się nigdzie ruszać, więc pojechała bez nas. Jednak po 30 minutach, czułam się lepiej i postanowiłyśmy iść na pieszo. Znowu się przekonałyśmy, ze to dalej niż nam się wydawało. Jakoś się dowlekłyśmy.









Po zwiedzaniu, czas ruszać w drogę powrotną, ale nie chciałyśmy iść tą samą, którą przyszłyśmy, żeby zobaczyć trochę więcej, więc znalazłyśmy tan biały budynek. Annie trochę zaszalała 
#niegrzeczna




Po godzinie chodzenia zorientowałyśmy się, ze mapy nic nie dają i jesteśmy totalnie zgubione w jakiś bocznych uliczkach. Zmęczone i brudne postanowiłyśmy odpocząć i kupić koktajl. siedząc w tej miłej kafejce Irena się zorientowała gdzie jesteśmy i ku naszej uldze powiedziała, ze niedaleko hotelu. Nabrałyśmy sił i wróciłyśmy do pokoju. W sumie najpierw do łazienki, wziąć prysznic, a później do pokoju. Był już wieczór i byłyśmy wykończone, ale postanowiłyśmy iść do kolorowego marketu nad rzeką, Irena kupiła słuchawki, pokręciłyśmy się w kółko i poszłyśmy spać, bo następnego dnia miałyśmy autobus.





EDIT :

Wieczorem powiedziałam dziewczynom, ze organizuję piknik pożegnalny nad rzeką. Kupiłam mnóstwo przekąsek, zabrałam szalki i ręczniki (nie mam koca), kupiłam mały zestaw do czczenia buddy (zawiera świeczki i kadzidełka), zeby stworzyć romantyczną atmosferę. Do tego dziewczyny kupiły jeszcze więcej jedzenia, bubble tea i piwko. Rozsiadłyśmy się na plaży włączyłyśmy muzykę i rozkoszowałyśmy chwilą. Objadłam się ciastkami, chipsami, rozmawiałyśmy o różnych dziwnych rzeczach, a gdy świeczki się zaczęły wypalać postanowiłam rozpalić ognisko. \Wykopałam dół w piasku, ponieważ trochę wiało, nazbierałam suchych gałęzi, dodałam papierki i gotowe. Kilka lat obozów harcerskich, czy rozpalania grilla i mogę być mianowana władcą ognia. Atmosfera zrobiła się jeszcze milsza, leżałyśmy płasko na ziemi rozmawiając, kiedy ja i Annie wpadłyśmy na pomysł, że popływamy w rzece. Nie wiem co mnie napadło, przecież tam było niesamowicie brudno, no ale cóż.. Na plaży nikogo nie było, więc zrzuciłyśmy ubrania o hopla do wody :D (jak się można domyślić, nikt nie zabrał ze sobą bikini na wieczorny piknik) Było cudownie, woda cieplutka, kiedy było zbyt ciemno, żeby zobaczyć wszystkie brudy i zanieczyszczenia, mogłam rozkoszować się dryfowaniem na powierzchni przy świetle księżyca. Wróciłyśmy później do ogniska, żeby się wysuszyć i przez resztę wieczoru, aż nie skończyło się drewno gadałyśmy o głupotach. Piękny sposób na pożegnanie Vientiane. Dobra robota Monika !





Pyszne śniadanie rano :




Ogólnie Vientiane to bardzo słodkie miejsce i mamy mnustwo przemimłch wspomnień  :)

czwartek, 27 marca 2014

KOLEJNE PODRÓŻE- LAOS (VIENTIANE)

Przez to, że tak bardzo zalegam z postami, zamiast o mojej codzienności, szkole i innych 'przyziemnych' sprawach ciągle piszę o wycieczkach i podróżach. Ale kiedy już w końcu skończą, mam w planach opisywać co się dzieje dookoła mnie :)
Niedawno wróciłam z LAOSU. Do tego przepięknego kraju pojechałam z Annie ( Estonia), Ireną ( Czechy) i Masha <maszą??> ( Ukraina) wszystkie o rok starsze ode mnie stypendystki. Miało to wyglądać całkowicie inaczej. Uhh skomplikowana historia..a
Ale może okazać się zagmatwana i nudna, jeśli tak na serio nie orientujesz się w relacjach między nami, możesz się zgubić.
Pierwsza wersja wyjazdu- Jadę sama, do Annie przyjeżdża mama, reszta ma inne plany.
Druga wersja- Annie mama nie przyjeżdża, Annie chce jechać ze mną- 2 osoby nie więcej.
Trzecia wersja- reszta stypendystek się dowiedziała, że jedziemy do Laos. Irena chce z nami jechać- zapytała się Annie, a one bez konsultacji ze mną się zgodziła. Oook..
Czwarta wersja- Masha i Irena są nierozłączne- więc mamy kolejną osobę. Masha też jedzie z nami.
Piąta wersja- Elene (mój rocznik, Gruzja) oświadcza, że chyba jej tak nie zostawimy i "czeka na zaproszenie" problem w tym, ze my nie chcemy nikogo zapraszać !! Więc sama się wprasza i jedzie z nami.
Szósta wersja- w moim roczniku jest jeszcze jedna stypendystka- Veleka z Bułgarii. Nie mamy za dobrych relacji, ale Masha i Elene jej nie zostawią.
Siódma wersja- wkurzyłam się i powiedziałam Annie, że się na to nie zgadzam. Chcę się dobrze bawić na tej wycieczce, imprezować do rana, czy wypić piwo na plaży i nie czuć, się niezręcznie. Jak to zrobić jeśli połowa naszej grupy potępia, ludzi używających alkoholu i unika pubów jak ognia?? Annie rozmawia z dziewczynami, ze obie zdecydowałyśmy, że wracamy do wersji nr 2. Ja i Annie jedziemy same, resztą róbta co chceta. Reszta grupy mówi, że rozumie i też jedzie do Laos, ale nie z nami.
Ósma wersja- Irena oświadcza, że zdecydowała, ze też chce imprezować i jeśli pojedzie z dziewczynami, będzie nam zazdrościć i przez cały wyjazd się zastanawiać co my (Ja i Annie) robimy. Robi mi się jej żal, ale mówimy jej, że jedziemy tylko we trzy.
DZIEWIĄTA WERSJA- Masha jest obrażona na Irenę, ale chce jechać z nami, ja nie chcę powodować konfliktów, jednak stanowczo nie zgadzam się, żeby Elene (która w międzyczasie zdecydowała, że nie chce być moją przyjaciółką <?!??- ....> i się do mnie nie odzywa) i Veleka z nami jechały i guzik mnie obchodzi co one zrobią. Więc Masha jest smutna, bo ją to obchodzi, Irena jest szczęśliwa, bo jedzie z nami, Annie jest ok, bo ona też nie martwi się resztą:) CZTERY DZIEWCZYNY RUSZAJĄ DO LAOSU.


Wyruszyłyśmy w piątek (walentynki) pojechałyśmy do 'Perfect Place' (osiedle niedaleko mojej szkoły) Zmieniłam ligatury w aparacie, zorganizowałyśmy sobie 'randkę' i poszłyśmy na ciasto do kawiarni. NAJLEPSZY SERNIK JAKI JADŁAM W ŻYCIU. Później kolej podniebna , metro, kolej jeszcze raz i jesteśmy na dworcu! Miałyśmy sporo czasu, kupiłyśmy bilety. Było trochę zamieszania z płatnością i pan nie skasował ode mnie pieniędzy, gdy wróciłam i chciałam zapłacić, nie słuchał mnie przekonany, że zapłaciłam. Nie chce moich pieniędzy to nie.. mi to pasuje :) Ale Irena do nie go poszła i wytłumaczyła mu po Tajsku, więc zapłaciłam, a on się bardzo ucieszył. Nie mogłam się doczekać, żeby wsiąść do pociągu, ponieważ   był to mój pierwszy w życiu pociąg nocny (z łóżkami) załadowałyśmy się do środka i chwile po tym jak ruszyłyśmy Annie zrobiła nam najsłodsza niespodziankę na świecie- otwarła dwie wielkie bombonierki z Estonii i dała nam walentynkowe, własnoręcznie zrobione kartki, pełne żartów, że nigdy sobie nie znajdziemy chłopaków. Więc pędziłyśmy pociągiem do Laos objadając się słodkościami i głośno się śmiejąc.. Po jakimś czasie przyszedł pan z obsługi, pościelił man łóżka, więc poszłyśmy spać.  Z zaśnięciem nie miałam problemu- uwielbiam spać w podróży, a gdy mam do dyspozycji łóżko, podusię i kocyk- nie ma nic łatwiejszego. Jednak o 3. 43 ( sprawdziłam po przebudzeniu) zostałam wyrwana ze snu przez okropne zimno. Czy to w Tajlandii, czy w Laos średnia temperatura wynosi prawie 28 C, więc byłam lekko zaskoczona :) Owinęłam się szczelniej kocykiem i próbowałam zasnąć, jako, że nie miałam nic innego do roboty. Rano około 6.00 pan konduktor obudził wszystkich i obsługa zaczęła składać łóżka. dowiedziałam się od dziewczyn, że one też nie mogły spać, przez to zimno i jesteśmy wszystkie wykończone. Około dwie godziny później wysiadłyśmy na granicy.



 Oto jak wyglądam zamarzając w pociągu, po nieprzespanej nocy:

Nie było większych problemów, standardowe procedury, mnustwo czekania, trochę pieniędzy i wiza wklejona do paszportu.Później złapałyśmy autobus, który przewoził ludzi przez most na który samochody nie miały wstępu (był wypchany po brzegi i nie miał drzwi. Myślałam, że Masha, która stała z brzegu wypadnie po drodze). Na końcu postanowiłyśmy złapać tuk tuk do hostelu w którym chciałyśmy zostać i pojechałyśmy prosto do Funky Monkey. Na miejscu zapłaciłyśmy za dorm i śniadanie 5$ co uczyniło to miejsce naszym najdroższym hotelem. Prysznic i te sprawy zajęły tylko chwlkę, bo umierałyśmy z głodu. W Laos można dostać przepyszna kanapki i bagietki ze względu na Francuska okupację (czego nie było w Tajlandii, gdzie ciężko dostać JAKIEKOLWIEK pieczywo) Obsiadłyśmy się kanapkami, i ruszyłyśmy na podbój stolicy. HAHAHA po pierwsze- nie mam pojęcia jak można to miejsce nazwać stolicą. Jest mniejsze i mniej rozwinięte niż miasteczko z którego pochodzę. Żadnych centrów handlowych, wieżowców, czy nawet bloków mieszkaniowych. Nic. Za to znalazłyśmy świątynię monument iiii rzekę.




Masha głodomor











Droga nad rzekę:




Ta sucha ziemia wygląda naprawdę pięknie



Mekong jest bardzo zanieczyszczony, ale, że się nudziłyśmy i miałyśmy czas postanowiłyśmy ulepić babki z piasku. Musiałam zjechać na dół po piaskowym klifie i nabrać wody, bo 'plaża' była za sucha. Było mnóstwo śmiechu, ponieważ później nie mogłam się wspiąć na górę :(




Jakaś lokalna dziewczyna podeszła i bez słowa zaczęła robić sobie zdjęcia z Ireną. I później z resztą dziewczyn. Ja stałam uwięziona na dole i obserwowałam :D

Ciekawa rzecz. Piasek miał w sobie mnóstwo złotych drobinek, wystarczyło go dotknąć i miało się brokatową rękę, nogę, czy cokolwiek. Także brzeg rzeki miał złotą otoczkę. Przepięknie to wyglądało.



Tak wiec wyżej wspomniałam, że postanowiłyśmy zrobić budowle z piasku. Ogłosiłyśmy konkurs między sobą na najlepsze wykonanie. Tak, wiem. Bardzo dojrzałe :D Trzy osoby z naszje drużyny są oficjalnie dorosłe, ale nadal nas to bawi ! I tak, nie mamy chłopaków.. :(




 IRENA WYGRAŁA :) Bardzo się starała. Mój się złamał na pół.. :(


Nasze budowle zwróciły uwagę lokalnych chłopaków, którzy podbiegli zanim zdążyłyśmy je zniszczyć. Myślałyśmy, ze tylko chcą porobić z nami zdjęcia (nie zauważyli naszych 'zamków') Ale się myliłyśmy..



...gdy zaczęli robić to :D



Nie mogłam przestać się śmiać. Widać nie tylko my jesteśmy takie pokręcone.
Ogólnie rzecz biorąc byli bardzo mili, ale nie umieli nawet jednego słowa po angielsku, wiec gdy zaproponowali grę w karty postanowiłyśmy uciec spowrotem do hotelu.
Chwilę odpoczęłyśmy i postanowiłyśmy  przejść się, obejrzeć zachód słońca i przywitać Laos jak trzeba ^^












To by było na tyle. Cały wieczór siedziałyśmy na 'schodach' w babskim gronie rozmawiając. Następnego dnia czekało nas zwiedzanie, które opiszę w tym tygodniu (dużo ładnych zdjęć) :D