piątek, 28 lutego 2014

SIHANOUKVILLE


Jeśli ktokolwiek tu jeszcze zagląda! Pomyślałam sobie, że podzielę się moim pomysłem- jeśli nie chce Ci się czytać długich opisów i nie jesteś zainteresowany szczegółami moich przygód KLIKNIJ NA ZDJĘCIE i obejrzyj je wszystkie w powiększeniu. Obiecuję, że BĘDZIE WARTO :)
No może oprócz tego posta/u <?> :D

Tak więc zostałyśmy same- ja i Annie. Postanowiłyśmy trochę odpocząć od zwiedzania i poleżeć na plaży, więc udałyśmy się do jednej z najpopularniejszych nadmorskich miejscowości- sihanokuville. Bez problemu dojechałyśmy na miejsce i znalazłyśmy nasz hotel.






 Ja byłam osobiście zachwycona- w każdym innym płaciłyśmy podobną cenę, ale ten był nieporównywalny. Za 6-7$ miałyśmy ogromny pokój z wielgachnym łóżkiem, które by zmieściło spokojnie 3 osoby mogące się normalnie wyspać, kolejnym, dodatkowym łóżkiem, prześliczną łazienką, telewizorem z kanałami po angielsku i niezbędnikami kosmetycznymi dla każdej z nas :) Oprócz tego miałyśmy do dyspozycji stoły pingpongowe, bilardowe, WiFi i najpiękniejszy balkon na jakim byłam, idealny do nocnych pogawędek w wygodnych fotelach. Do tego wszystkiego był na sama plażą. Czego więcej można chcieć??






Po rozpakowaniu się, postanowiłyśmy obejżeć okolicę:

Top cat cinema to według informacji Annie 'klasyk'. Można wynająć sobie pokój z dużym ekranem i oglądać kinowe hity jedząc pizze, czy pijąc piwo jednocześnie będąc wygodnie rozłożonym na kanapach, fotelach, czy po prostu podłodze pokrytej poduszkami. Podobno to jest perfekcyjne miejsce dla par. chlip chlip..

Następnie na pieszo (problemy spłukanych ludzi) w 40stopniowym upale poszłyśmy dalej. Na środku wielkiego ronda znalazłyśmy ogromnego złotego lwa. Prawdę mówiąc nie mam do teraz zielonego pojęcia co on oznaczał, ale dookoła gromadziło się wiele młodych mieszkańców miasteczka:)


 Gdy już zrobiłyśmy sobie zdjęcia i chciałyśmy ruszać dalej, zaczepił nas policjant stojący na poboczu. W pierwszy momencie myślałam, że przeszłyśmy nieprzepisowo przez ulice czy coś w tym stylu, ale okazało się, że spodobał mu się mój aparat i chciał nam zwrócić uwagę na miejscowych złodziejaszków (szkoda by było gdyby taki fajny aparat padł ich ofiarą) Chodzi o to, że bardzo często turyści spacerują z tobrebkami przewieszonymi przez ramię, w takich sytuacjach często znikąd pojęcia się skuter, lekko zwalnia i wyrywa torebkę i odjeżdża. Dzieje się to niemal codziennie. Nie ma szans, bo go dogonić, czy namierzyć- Ulice są pełne skuterów:




Ten sam miły policjant pokazał nam drogę do popularnego marketu. Obeszłyśmy go wzdłuż i wszerz, ale ze było to daleko od naszego hotelu postanowiłyśmy powoli wracać. Po drodze wstąpiłyśmy do lokalnego supermarketu po jakieś przekąski. I tu ciekawe zjawisko: chipsy, batoniki, czy nawet herbata- wszystko jest strasznie drogie ( paczka chrupek ok 3-4$), ze to używki jak alkohol, czy papierosy niesamowicie tanie (butelka whisky 0.7l- 1$, paczka papierosów światowej marki 20 centów) Jednak my kupiłyśmy najtańsze przekąski i zostawiłyśmy śmiercionośce produkty w spokoju :)
Droga dłużyła mi się niesamowicie, gdy dotarłyśmy do hotelu byłam wykończona, ale nie ma co marnować czasu- idziemy na imprezę !! Do czasu gdy skończyłyśmy się szykować zrobiło się już ciemno. Przy wyjściu właścicielka poleciła i odradziła kilka barów, oraz przypomniała o złodziejaszkach na skuterach. Gdy wyszłyśmy na zewnątrz znów uderzyła mnie ciemność. Żadnych lamp, kilka lokalnych mieszkańców przechadzających się po ulicach. Bardzo creepy. Bardzo bardzo. Szybkim krokiem udałyśmy się na plażę. Tam było trochę lepiej, nadal ciemno, ale nie wiem dlaczego czułam się bezpieczniej. Właściciele rozdawali ulotki i kupony na darmowe drinki zachęcające klientów. Zebrałyśmy ich tyle, ze przez całą noc mogłybyśmy imprezować za darmo!! I tu skończę opis tego dnia, ponieważ moi rodzice czytają tego bloga :) Było bardzo miło.
Następnego dnia troszkę niewyspanie wczesnym rankiem poszłyśmy na plaże. Książka w dłoni i leżenie pod parasolem to był mój plan. Udał się w 100% :) Na plaży myślałam sobie o moich znajomych w Polsce, którzy mają właśnie  mokrą, szarą, polską jesień za oknami. Popływałam w morzu, odpoczęłam, wypiłam pyszny mango koktajl- relaks na całego :








Kolaż z facebooka:

Po wielogodzinnym leżeniu i pluskaniu się w  wodzie postanowiłyśmy ruszyć tyłki i zrobić zakupy. Annie bardzo chciała kupić pamiątki (czego ja nie cierpię), więc poszłyśmy znowu w skwarze do marketu.
Było bardzo miło, ale ja, jako ktoś kto przez całe życie jest głodny, domagałam się obiadu. Postanowiłyśmy iść na pizzę (która kosztuje tyle co chipsy) szukając pizzerii trochę się zgubiłyśmy w małych uliczkach, więc po 20 min błądzenia postanowiłyśmy iść w jednym kierunku w Nadziei, że przestaniemy krążyć i znajdziemy jakiś punkt odniesienia i porównamy go z mapą. Szłyśmy sobie ulicą gawędząc o pizzy i narzekając na upał gdy stało się nieszczęści. Nawet nie wiem kiedy i skąd pojawił się rzecz jasna skuter. Ominął mnie i mój kosztowny aparat, lecz Annie nie miała tyle szczęścia. Zanim się zorientowałam co się dzieje, ten już odjeżdżał z jej torebką. Usłyszałam krzyk i Annie już pędziła drogą jak szalona. Ja nie mogłam się ruszyć, nie wiem dlaczego mnie to tak zszokowało, ale po pary sekundach też ruszyłam do biegu, żeby jej nie zgubić. Po może kilometrze zabójczego sprintu znalazłam Annie na środku jakiejś uliczki. Siedziała na ziemi i krzyczała. Czułam się strasznie bezsilnie, więc ją przytuliłam. w tym samym momencie zaczęła płakać. zeszli się ludzie i zaczęli pytać co się stało. Annie nie była w stanie, więc ja opowiedziałam, że ją okradli, odjechali na niebieskim skuterze, ze w torebce był telefon, aparat, portfel z kartami bankowymi.. Dwie osoby ruszyły na poszukiwania, a kilka z nami zostało. Starałam się pocieszyć moją przyjaciółkę, gdy podeszłą do nas pulchna biała (!) kobieta. Zaczęła z nią rozmawiać, pocieszać, doradzać, że musi iść na policja (którą rządzi korupcja i na 873273% nic nie zrobią, ale nadal warto to zgłosić), że to się dzieje codziennie i odstrasza turystów, przez co cierpią lokalne biznesy i mieszkańcy. Gdy się uspokoiła postanowiłyśmy wrócić do hotelu- musiała skontaktować się z mama i zablokować karty kredytowe. Jednak nie miałyśmy pojęcia gdzie jesteśmy. Przemiła pani nam pomogła. Zadzwoniła ze swojego telefonu (żadna z nas nie miała komórki- jak swoją zgubiłam, a Anie właśnie została skradziona) po kolegę, który nas odwiózł do hotelu. Zgłosiłyśmy tam kradzież kluczy do pokoju, które były w torebce, oddałyśmy ważne rzeczy do depozytu i powiadomiłyśmy rodziców. Po tak intensywnych przeżyciach musiałyśmy się zrelaksować, więc wieczorem znów udałyśmy się na plażę, gdzie tak chętnie częstują darmowym piwem :)
Następnego dnia poszłyśmy na policję. Posterunek jakiego w życiu nie widziałam. Nieużywana obora na gospodarstwie mojej babci, jest czystsza i ma w środku mniej pajęczyn. Annie uspokojona starała się dogada z policjantem, który zaczął spisywać jakieś dokumenty i powiedział, żeby przyjść później. Wracałyśmy tak za trzy razy i za każdym razem nasz policjant był bardziej pijany. Wróciłyśmy do hotelu i właścicielka zaproponowała, że skoro zrobiło się ciemno, a my boimy się tam iść same (dwie młode, białe dziewczyny i grupa lokalnych policjantów otoczonych kilkudziesięcioma pustymi puszkami po piwie to nie jest dobre połączenie) może z nami wysłać znajomego, który posiada tuk tuka i pomoże nam tłumaczyć z khmerskiego na angielski i odwrotnie. Wiec znowu na posterunku, pieniądze przekazane pod stołem i w końcu udało się załatwić potrzebny papierek. 
Znów musiałyśmy dać upust emocjom, więc jak co wieczór- na plaże !!! Tego wieczoru miałyśmy kilka przygód, których nie opiszę szczegółowo, ale pozwolę sobie zostawić kilka kluczowych słów w razie gdybym za kilka lat chciała wrócić w tamto miejsce wspomnieniami, a moja pamięć nie pomagała. 
(plaża, pizza, bransoletki, utopia, ogień, ciemna uliczka, ucieczka, delfin, ruletka, beerpong, pan z naprzeciwka, pizza, chipsy, panika Annie, schody)
Następnego dnia postanowiłyśmy podziekować tej miłej pani która nam pomogła zaraz po kradzieży. Poszyłyśmy do lokalnej piekarni i kupiłyśmy kilka smakołyków. Po jakiejś godzinie znalazłyśmy miejsce w którym mieszkała. Zaprosiła nas do środka i opowiedziała trochę o sobie. Okazało się, że charytatywnie prowadzi przytułek dla lokalnych dzieci. Pomaga im zdobyć edukację i wybyć się ze złych rodzin. Poznałyśmy nawet jednego z jej najnowyszch podopiecznych (ok 6 lat) który ZA KARĘ nie poszedł tego dnia do szkoły. Został porzucony przez rodziców-narkomanów 2 tygodnie wcześniej. 
Usłyszałyśmy kilka innych historii, dowiedziałyśmy się, ze tak kobieta pochodzi z Niemiec i od lat prowadzi tego typu miejsce+ żeby zdobyć fundusze, sprzedaje prace dzieci, pocztówki i uczy w szkole. Do dało mi wiele do myślenie i przekazało taką jakąś dobrą energię.
Wróciłyśmy do hotelu- plaża, imprezy. Następnego z rana dnia miałyśmy autobus.
Najgorsza podróż życia. Przez dziurawe drogi nasz autobus się zepsuł. Zero kilmatyzacji, my i 40 lokalnych osób, pani naprzeciwko mnie źle się czuła.. aż nie chcę o tym myśleć. Miałyśmy opóźnienie, przez co uciekł nam autobus na granicy. Tam spotkałyśmy spanikowaną kobietę, która za parę godzin miała samolot z Bangkoku i nie mogła sobie pozwolić na opóźnienia. Dała łapówkę panom na granicy, przez co mogłyśmy iść szybciej. Wsiadłyśmy do minivana, który po 2h wysadził nas na dworcu autobusowym, gdzie musiałyśmy czekać na autobus (poprzedni uciekł) Zdenerwowana, spóźniona angielka postanowiła pojechać taksówką (ok 4h) chciała nas zabrać ze sobą, ale zdecydowałyśmy, ze poczekamy na nasz autobus. Dotarłyśmy bezpiecznie do hotelu spóźnione ok 8h. 
To dziwne uczucie gdy wracam do Tajlandii i nie czuję się jak w domu, ale jest to miejsce, które znasz, jest bezpiecznie. Miło widzieć znak z napisem Bangkok:)