niedziela, 17 listopada 2013

UNEXPECTED ADVENTURE

Mała przygoda z ostatniego piątku- zostałam deportowana :) Nie chcą mnie już w Tajlandii!!!! Pojawiło się zamieszanie z moją wizą z powodu mojego wjazdu do Kambodży, ktoś czegoś nie dopilnował i stało się- wygasła. Musiałam natychmiastowo opuścić kraj samolotem. Dowiedziałam się o tym wszystkim we wtorek i 3 dni zajęło szkole rozwiązanie sprawy. W czwartek spakowałam plecak i następnego dnia o 5.00 rano wyruszyłam.. taramtaram... do SINGAPURU:) Tak sobie o na kilka godzin, no bo czemu nie? Mój samolot startował o 8.00 a powrotny o 15.55. 
Moja wspaniała roommate czekała ze mną na szkolny autobus, który zabrał mnie na lotnisko. 
5.00 a.m.


Wypiłam tam sobie kawkę i zjadłam hipsterskie śniadanie:
carmel macchiato i grzybowo-serowe ciastko z kurczakiem
Następnie czekałam sobie spokojnie ma mój samolot i przerabiałam zdjęcia z Kambodży, żeby je później dodać na bloga.


Cały lot przespałam, więc nie mam żadnych zdjęć. Samolot był strasznie ciasny i nie podobał mi się ani trochę więc sobie ładnie zamknęłam oczka i nie przejmowałam się niczym:)
 Gdy je ponownie otworzyłam byłam już w SINGAPURZE!! How cool is that???
 Przeszłam przez wszystkie bramki i kontrole aby stanąc na singapurskiej ziemi. Pochodziłam sobie chwile dookoła lotniska rozkoszując się widokiem i pogodą. Moje pierwsze wrażenie na temat tego miejsca: strasznie czyste. Wszystko jest urocze i poukładane, co bardzo mi się podoba.








 
Gdy wróciłam na lotnisko, poszłam do informacji aby zapytać się czy są jakieś ciekawe miejsca w okolicy, ponieważ mam kilka godzin i nie chcę spędzić ich siedząc na tyłku i gapiąc się w sufit. Dowiedziałam się, że w pobliżu nie ma za bardzo gdzie pójść, ale lotnisko jest słynne ze swoich atrakcji. 
Bardzo miła pani szczególnie poleciła mi ogród kaktusów oraz motyli. Nie mając nic innego do roboty postanowiłam 'just check-in and have fun', że pozwolę sobie zacytować. Strefa bezcłowa jest bardzo duża, i chociaż byłam na lotnisku w Dubaju ( gdzie jedynie terminal 3 na którym wysiadałam, jest największym budynkiem na świecie pod względem powierzchni) zrobiła na mnie spore wrażenie.
                           

                           

                           
 Trochę mi zajęło znalezienie ogrodów, ale gdy już się udało, mogłam sobie podziwiać przeróżne gatunki kaktusów rosnących na dachu lotniska. Było tam bardzo przytulnie i miło.


















Drugi na mojej liście był ogród motyli, który jest bardziej popularny. Aby się tam dostać musiałam jechać pociągiem do innego terminalu. Pewna miła pani z obsługi postanowiła mi pomóc i pojechała ze mną.


Gdy już znalazłam się w środku oniemiałam. Nieduże pomieszczenie wypełnione różnymi roślinami i motylami dużymi jak moja dłoń, które po prostu latają sobie dookoła Ciebie. Nie mogłam się napatrzeć.






:)


:)














:)








Po ilości zrobionych zdjęć można ocenić jak bardzo mi się tam podobało. Goniłam te motyle przez dłuższą chwilę, po czym postanowiłam się powoli zbierać do powrotu. W drodze do mojego terminalu ujrzałam tą przesympatyczną maszynę:



Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, wsadziłam stopy w dwa rowki i to cacuszko wykonało najlepszy masaż stóp na świecie. Zamiast siedzieć w poczekalni, ja rozkoszowałam się tym wspaniałym doświadczeniem przez następne 35 min. Gdy zorientowałam się, ze już trochę późno szybko wskoczyłam do pociągu i popędziłam do mojej bramki. Byłam nawet chwilę prze czasem! Gdy już gotowa czekałam, zęby wejść do samolotu rozpętała się super burza. Zaczęło leć jak z cebra, a pioruny uderzały w lampy znajdujące się jakieś 40 metrów ode mnie. Oczywiście nasz lot został opóźniony. Uwielbiam patrzeć na burzę, więc ani trochę mi to nie przeszkadzało. 


starałam się zrobić zdjęcie oddające jak bardzo padało, ale się nie dało


Lot powrotny nie był jakoś zabójczo ciekawy. Pan który siedział obok mnie brzydko pachniał więc przez większość czasu siedziałam z twarzą odwróconą w stronę okna. Przez burzę chmury wyglądały pięknie, a raz po raz w oddali mogłam zobaczyć pioruny przeskakujące z jednej na drugą.

kochane chmurki




Wróciłam do Bromsgrowe szkolnym autobusem, który na mnie czekał i to wszystko :) Taka oto jednodniowa wycieczka. Dobrze się bawiłam, moja wiza została przedłużona i mogę dalej spokojnie się uczyć. Ha ha.

Oficjalnie oświadczam, że nigdy nie byłam dobra z polskiego, moje zdolności literackie oceniane były jako średnie, do tego używając na co dzień angielskiego mój mózg coraz bardziej niechętnie redaguje gramatycznie poprawne zdania. Dlatego opisy są ograniczone do minimum, strasznie mi przykro z tego powodu ale nic nie poradzę. Staram się nadrabiać zdjęciami.

W najbliższym czasie pojawią się tutaj trzy posty z moich ferii, oraz jeden z loy krathong (tajskie święto). Jestem ostatecznie zmotywowana i obiecuję być tutaj bardziej aktywna!

Poza tą małą przygodą nic a nic się nie dzieje. Walczę z tłuszczem obrastającym moje ciało, własnym lenistwem i pracami domowymi. W przyszłym tygodniu Idę na mistrzostwa świata cheerleaders, a w ten weekend byłam na chata chak (nie jestem pewna co do pisowni). To olbrzymi market, gdzie zrobiłam część świątecznych zakupów. Niecały MIESIĄC i wracam do Polski. Moja tęsknota za domem osiągnęła punkt krytyczny, więc nie mogę się doczekać.
BTW pilnie poszukuję Polskiego stroju ludowego (obojętnie jaki góralski, łowicki..) Chciałabym kupić po rozsądnej cenie, lub wypożyczyć, jeśli ktokolwiek cokolwiek wie byłabym niesamowicie wdzięczna za pomoc. To dla mnie bardzo ważne.

Następny post KAMBODŻA. Do zobaczenia ! :)
Strasznie strasznie strasznie tęsknię




































3 komentarze:

  1. szkoda ze tak rzadko piszesz :( jeszcze miesiac? ojej to krotko tam jestes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram sie pisac czesciej, obiecuje !! A co do powrotu, lece do Polski tylko na swieta i w styczniu wracam do Bankoku. Moj pobyt tutaj konczy sie za niecale 2 lata, wiec jeszcze zostaje na troche :)

      Usuń
    2. Cale dwa lata? Czaaaad.
      I musze przyznac, ze zazdroszcze Ci powrotu na swieta. Przeszlabym sie po mojej polskiej ulicy, och przeszlabym sie.

      I podpisuje sie pod prosba o pisanie czesciej!

      Usuń